Pączki. Z różą. Z marmoladą. Z konfiturą. Z budyniem. Pączki z… no właśnie – z czym lubicie? Ja najbardziej lubie te lekkie, puszyste, z konfiturą, które jeszcze następnego dnia po smażeniu są świeże. Wbrew pozorom wcale nie trzeba do tego używać samych żółtek. Oczywiście najlepsze są te smażone na smalcu, ale można też użyć oleju – ważne, żeby tłuszczu było wystarczająco dużo – tak, żeby pączki w trakcie smażenia mogły się w nim unosić – dzięki temu właśnie powstaje ta jasna obrączka. Z tego przepisu pączki są bardzo delikatne, puszyste, mięciutkie i długo świeże.
Składniki (na 10-12 pączków):
- 300g mąki i jeszcze trochę do podsypania
- 15g świeżych drożdży
- 2 małe jajka
- 50 g roztopionego masła
- 125 ml letniego mleka
- 1-2 łyżki alkoholu (spirytus/ rum, etc)
- 40g cukru z wanilią (jeśli chcecie, żeby ciasto było bardzo słodkie, możecie dać więcej, ale pamiętajcie, że pączki lukrujemy albo posypujemy cukrem pudrem)
- szczypta soli
- olej lub smalec do smażenia
- ulubione nadzienie
Wykonanie:
W niewielkim naczyniu rozpuścić drożdże z 65ml letniego mleka, 1/2 łyżki cukru, gdy będą dokładnie rozpuszczone dodać 2 łyżki mąki i dokładnie rozmieszać. Zostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu (do pół godziny) przykryte ściereczką.
Gdy rozczyn drożdżowy będzie gotowy, wymieszać resztę mąki z jajkami, resztą mleka i cukru. Wyrobić, dodać gotowy rozczyn, wymieszać i dodać rozpuszczone masło. Dokładnie wyrobić. Ciasto będzie lekko klejące, ale nie należy dodawać mąki (właśnie dlatego pączki są mięciutkie i puszyste). Wyrobione ciasto najlepiej uformować w kulę. Zostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu, aż ciasto podwoi swoją objętość.
Wyrośnięte ciasto rozwałkować na blacie na grubość od 1-1,5 cm i wycinać krążki (można szklanką) o pożądanej średnicy (u mnie ok. 6 cm, zwykle stosuje się do 7 cm). Wycięte pączki odkładać na blaszkę (oprószcie ją mąką), żeby jeszcze trochę wyrosły (najlepiej, jakby podwoiły znów objętość, ale nie mogą przerosnąć, bo upadną w smażeniu).
Pączki smażymy na tzw. głębokim tłuszczu – musi być rozgrzany do 175 stopni w dość głębokim rondlu/ patelni, ewentualnie frytownicy (zwłaszcza, jeśli macie możliwość ustawienia w niej temperatury). Smażyć kilka minut z jednej strony. Jak już napisałam – najważniejsze, żeby ilość tłuszczu była wystarczająca – pączki muszą mieć możliwość unoszenia się na jego powierzchni bez dotykania dna. Oczywiście niczym nie przykrywamy. Uważajcie też, żeby tłuszcz nie był zbyt rozgrzany, bo pączki z zewnątrz się przysmażą, a w środku będą surowe.
Usmażone pączki odsączamy z tłuszczu i nadziewamy (szprycą albo bardzo dużą strzykawką) – od dołu albo z boku. Gdy przestygną – lukrujemy. Jeśli wolicie wersję posypaną cukrem pudrem, to poczekajcie aż pączki dobrze wystygną.